Erementar Gerad TV


Tytuł oryginalny: Erementar Gerad
Reżyser: Shigeru Ueda
Scenariusz: Naruhisa Arakawa
Muzyka: Yuki Kajiura
Character Design: Taeko Hori
Studio: XEBEC
Gatunek anime: komedia, fantasy, przygoda, super power
Liczba odcinków: 26, 4 DVD
Rok produkcji: 2005
Wydanie polskie Vision / Anime Gate, 2007

Przyjęło się, że w dzisiejszych czasach kulturę dzielimy na wysoką i niską. Ta pierwsza to najczęściej totalne smęty, których (jak by się wydawało) jedynym celem jest zanudzenie na śmierć widza, czytelnika, odbiorcy. Ich twórcy posługują się trudnym językiem, często zrozumiałym tylko dla nich samych, nadmiar środków stylistycznych tłumacząc głębokim przesłaniem i możliwością wielowarstwowej interpretacji przekazu. Wyznacznik jest prosty – wysoka Kultura to taka, która zadaje trudne egzystencjalne pytania (Kim jesteśmy? Dokąd zmierzamy? – poznajecie?) i unika na nie odpowiedzi. Obowiązkowo odbiorca ma się przy książce/filmie/na spektaklu nudzić! Odwrotnie jest z kulturą niską. Z założenia nastawiona na rozrywkę, nie może przekazywać żadnych poważniejszych uczuć, idei, poglądów – to jest zarezerwowane dla Kultury. Twórczość rozrywkowa traktowana jest jako opium dla mas, które ma za zadanie ogłupić i rozbawić, ale nigdy skłonić do refleksji. Jezu, co za bzdury!

Od momentu, gdy nauczyłem się w miarę płynnie czytać, dzieliłem słowo pisane na dwie jedynie słuszne kategorie – literaturę porywającą i denną. Porywający wcale nie musi oznaczać ambitny, ale taki, który zostawia po sobie wystarczająco duże wrażenie, by nawet po skończeniu seansu jeszcze długo o tym myśleć. Przykładowo do dziś jestem zdania, że „Dzieci z Bullerbyn” kilkakrotnie biją na głowę „Trzy kolory” Kieślowskiego. Z drugiej strony nie trawię rzeczy bez pomysłów, a Ignacy Krasicki to moim zdaniem najlepszy pisarz wszech czasów. Granica bywa płynna i nie ma rzeczy czarno-białych. Jedno jest natomiast pewne – zawsze będę tępił dzieła pełne pustej egzaltacji, pozerstwa i zakłamanej formy, która ma maskować brak prawdziwego smaku. Na szczęście Erementar Gerad należy do innej kategorii.

Odpalając pierwszą z czterech płyt wydanych przez Anime Gate (łącznie 26 odcinków) byłem pewien obaw. Ile razy można oglądać anime o przeciętniaku ratującym świat (dosłownie!)? Czy z pozoru cukierkowa grafika spowoduje problemy z rogówką? Czy odważę się włączyć głos podczas openingu? Czy dotrwam do końca drugiego epizodu? Me egzystencjalne rozterki zostały szybko rozwiane – ani się spostrzegłem, gdy spędziłem bite dziewięć godzin śledząc losy głównych bohaterów.

Niewątpliwie jednym z elementów napędzających akcję jest świat przedstawiony. Gahdia to specyficzna kraina fantasy, gdzie magia pokojowo koegzystuje z techniką (ta druga jednak zdecydowanie przeważa). Grafika, która początkowo wydawała się ecchi-cukierkowa, świetnie oddaje klimat niemal dziewiczego lądu, z mało zurbanizowanymi wioskami rozsianymi najczęściej po latających wyspach. Im bardziej się nad tym zastanawiam, tym bardziej Gahdia przypomina mi rzeczywistość znaną graczom z Arcanum albo Final Fantasy. Najważniejszym elementem świata są Eden Raidy – z założenia urocze dziewoje, które mogą \’łączyć\’ się z ludźmi obdarzając ich specyficznymi mocami. Mimo początkowego sielankowego klimatu, kolejne odcinki prowadzą nas do konfliktu pomiędzy dwoma wielkimi organizacjami: Arc Aile i Chórem Chaosu.

Każda dobra fabuła oparta jest na zagadce, ale nie każda fabuła oparta na zagadce bywa dobra. W Erementar Gerad od zagadek dostajemy zawrotów głowy! Każde rozwiązanie, które miało wyjaśnić nam pewne rzeczy, powoduje jeszcze większy zamęt. Na szczęście, co zdecydowanie działa na korzyść wspomnianej kultury \’niższej\’, ostatecznie wszystkie ważniejsze tajemnice zostają wyjaśnione, a wątki zakończone. Wartka akcja jest mocną stroną scenariusza. Nie raz przyłapałem się na tym, że zamiast robić notatki z przyspieszonym tętnem obserwuję rozwój wypadków. Mimo dosyć oklepanego schematu (\’przypadkowe\’ zawiązanie akcji, podróż, okopywanie coraz silniejszych przeciwników, kulminacja, ostatni pojedynek i zakończenie) nie można się przy EG nudzić.

Nie wyłamując się przed szereg, przedstawię pokrótce bohaterów anime. Czołowym herosem jest ów \’przeciętniak\’ – Coud, który odziedziczył po pewnej postaci z gry nie tylko podobne imię, ale także blond fryz i zamiłowanie do wielkich mieczy. Będąc początkującym powietrznym piratem nie jest specjalnie szanowany wśród swoich kamratów. Wszystko zmienia się, gdy odnajduje Ren – zapieczętowanego do tej pory najpotężniejszego Eden Raida na Ziemi. Ich spotkanie jest początkiem wielkiej przygody, która może zadecydować o losach świata, bla, bla, bla. Standard, ale wystarczająco odświeżony, by zainteresować. Nie można było obejść się bez wesołych postaci ze zwichniętą psychiką. Mamy małą Cisquę, która bywa niesłychanie wrażliwa na punkcie swojej kobiecości (skąd my to znamy?) i Kueę gotową ogromny głód zaspokoić nawet wspomnianą dziewczyną. Dodatkowo przez scenariusz przewija się cała plejada bohaterów epizodycznych.

Erementar Gerad, podobnie jak moi ulubieńcy – Get Backers, posiadało wszelkie predyspozycje do tego, by stać się kasowym tasiemcem. Mamy więc tutaj super moce, mnóstwo postaci (które mogłyby posłużyć później np. do wydania karcianki albo kapsli w chipsach) oraz powszechne mordobicie. Całe szczęście, że autorzy pozostali przy klasycznej serii z w-miarę-zamkniętym zakończeniem. Dzięki temu anime porywa, ale nie ma syndromu One Piece, przez który wszelkie tego typu „niekończące się opowieści” omijam szerokim łukiem.

To uwielbiam najbardziej. Pod płaszczykiem banalnej historii z dziesiątkami pojedynków w tle mamy naprawdę kawał dobrego, egzystencjalnego kina. Zasadniczo problematyka jest podzielona na dwie kategorie. Jedna to wyobcowanie i miejsce Eden Raidów w społeczeństwie ludzi w ogóle. Druga to wspomniane organizacje – Arc Aile oraz Chór Chaosu. Wraz z rozwijaniem się fabuły coraz więcej o nich wiemy i, paradoksalnie, coraz mętniejszy obraz dostrzegamy. W pewnym momencie nie będzie już wiadomo, które ugrupowanie jest dobre, a które złe. Totalna zamiana znaczeń, a skojarzenia z totalitaryzmem w przypadku AA nie są (uwaga, hiperbola) przypadkowe. Jedynym kulawym elementem jest zakończenie, ocenicie sami.

Z tego miejsca chciałbym pochwalić Anime Gate. Inicjatywa Pawła Musiałowskiego może nie jest jeszcze najwyższych lotów, ale prezentuje całkiem zadowalający poziom. Cała seria EG wydana jest schludnie, z drobnymi wkładkami wewnątrz pudełka przedstawiającymi nam np. bohaterów (świetny pomysł!). Do tego dochodzi niezła jakość obrazu i muzyki, oraz kilka dodatków w formie chociażby zapowiedzi innych tytułów wydawnictwa. Na pochwałę zasługują również polskie napisy (włączenia lektora nawet nie brałem pod uwagę) – nie dopatrzyłem się poważniejszych wpadek, a tłumaczenie trzyma stabilny, przystępny poziom.

Świetnie jest recenzować rzeczy, które nam się podobają. Zazwyczaj nie biorę w obroty dzieł, których znieść nie mogę (no chyba, ze jest to twór osoby wybitnie przeze mnie nielubianej – precz z obiektywizmem!). W przypadku Erementar Gerad nie miałem wątpliwości – to anime warte zobaczenia. Nawiązując do myśli z pierwszych akapitów: EG prezentuje się zdecydowanie lepiej niż np. Haibane Renmei czy Ergo Proxy. Precz z egzaltacją!

Autor recenzji: Michu

Anime do recenzji dostarczyło Anime Gate.